Daleko, a może wcale nie tak daleko, w wiezieniu do złudzenia przypominającym Alcatraz, rozegrała się ostatnia gra. Jakby nie patrzeć piękne zakończenie serii. Tym razem możemy się już spodziewać zakończenia. Sherlock nie wróci. Tradycyjne odniesienia do legendy, tak popularne w angielskich serialach, wybrzmiały wyraźnie. Tytułowy bohater w końcu stał się „dobrym człowiekiem” – jak to zaznaczył w pierwszym odcinku pierwszego sezonu Lestrade.
Ostatni Sherlock przerósł sam siebie. Znakomite połączenie wątków: Moriarty, Sherrinford i oczywiście nawiązanie do „Ostatniego ukłonu” Doyle’a.
W ostatnim opowiadaniu angielskiego pisarza mamy wzmiankę o wschodnim wietrze. Holmes mówi: A jednak nadchodzi wiatr ze wschodu, i taki wiatr jeszcze nigdy nie wiał nad Anglią. Będzie zimny i przenikliwy, Watsonie, wielu z nas może nie przetrwać jego podmuchów. Ale mimo wszystko to wiatr Boga. Kiedy burza już minie, w słońcu jawi się czystszy, lepszy i silniejszy kraj [A.C. Doyle, „Ostatni ukłon”]. Wtedy były to odniesienia od zbliżającej się wojny. Teraz… Gatiss i Moffat ubrali ten wiatr w formę fizyczną i dali mu twarz.
Niemożliwe, istnieje przestępca gorszy niż Moriarty? A jednak.
Cała ta dziwna sytuacja z zapomnianą siostrą nabiera nagle znaczenia. I wszystko z winy Mycrofta, który okazuje się większym skurwysynem niż był do tej pory. Chociaż właściwie… on też miał swoje dobre momenty w tym odcinku.
Ostatni ukłon, ostatnia gra, ostatni element układanki. Trzeci Holmes. Readbeard. Przyjaciel z dzieciństwa. Pierwsza sprawa. A mimo to, nie chodzi już o grę, ani nawet zagadkę. Tutaj chodzi już tylko o człowieka, jakiś może… sentyment. Pokazuje to jak łatwo jest kogoś zniszczyć, albo zakwalifikować do kategorii „złego”. W tej chwili na myśl przychodzą mi tylko słowa: „even when you are evil, everyone has their sad memories”.
0 komentarzy