Fiction non fiction, ale ogólnie parodia, bo dlaczego nie… 

 

***

 

Malboro miał życie krótkie, ale treściwe. Nawet jeśli nieduża klatka ustawiona w pracowni biologicznej nie zapewniała zbyt wielu atrakcji, dla szczura jego pokroju w zupełności wystarczała. Malboro z lubością wysłuchiwał pisku nastolatek i spinę nauczycieli, kiedy Marchewa wyciągał go z klatki i oprowadzał na smyczy po korytarzach. Z utęsknieniem czekał chwili, kiedy na drobnych nóżkach przebiegnie między ławkami. Bo jako szczur, cenił sobie wolność i wolności pożądał.

Strach budziła w nim tylko woźna uzbrojona w miotłę i minę tak groźną, że dorównywała najgorszym zbrodniarzom Marvela.

Marchewa znalazł go na wyprzedaży w sklepie zoologicznym. Szczurek był mały i brązowy, a napis pod akwarium głosił „szynszyla” i naraz chłopakowi stanął przed oczami obraz znienawidzonej kobiety od biologii, którą z kolegami ochrzcili mianem Kuni, bo jako drapieżca, gustowała w drobnej zwierzynie klasowej. Nie zastanawiał się długo i następnego dnia Malboro stał się oficjalną maskotką klasy IV A. Reszta chłopaków zrzuciła się na klatkę, która od tego dnia zajęła dumne miejsce na szafce tuż obok szkolnej tablicy.

Szczurek rósł w oczach i z czasem zaskarbił sobie miłość nie tylko klasy, ale i woźnej, która przynosiła mu pokrojone drobno marchewki. Klatka zmieniła rozmiary i pojawił się w niej kołowrotek, z którego Malboro korzystał z dobroci ofiarowanych mu przez los.

Malboro nie dożył końca roku. W styczniu rozpoczął się sezon studniówek i karmiony wyborowym procentem, przedawkował. Była to dobra śmierć, bezbolesna. Malboro zmarł z uśmiechem.

Zapytacie: czy ktoś opłakiwał szczurka? Nauczyciele w pochodzie zwycięstwa wynieśli klatkę na śmietnik, woźna pochlipywała w kanciapie, IV „A” robiła zrzutkę na nowego zwierzaczka, którego ostatecznie nie kupiła. Tylko Marchewa przeżywał prawdziwą żałobę. Zagarnął martwe ciało Malboro i umieścił je w prowizorycznej trumnie. Następnie, gdy było już ciemno, udał się na Czwartaków 4, gdzie miesiąc wcześniej znalazł grób kota i pochował pupila obok, mając nadzieję, że to dobre towarzystwo na wieczność. Zapalił świeczkę i zanucił One love. Bo tak naprawdę nie ma nic ważniejszego niż reggae.

 

 

Image by sipa from Pixabay 


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *