Kord go ostrzegał. Pytał: „Gabriel, po kiego grzyba tam leziesz?” i w paru barwnych zdaniach przytoczył historię tokijskiego podziemia. Ryuichi Akane jawił mu się jako ojciec chrzestny tamtejszej yakuzy i był tak utwierdzony w tym przekonaniu, że Gabriel nie miał serca wyprowadzać go z błędu. Ryuichi miał co prawda kontakty z chińską Triadą,, ale oficjalnie uchodził za przykładnego obywatela. Mimo to Kord utrzymywał, że Akane to niebezpieczny gangster.
– Ma w kieszeni polityków – mówił. – Nawet policja się go boi. Jego ludzie zabijają na jedno skinienie, a ostatnia osoba, która weszła mu w drogę skończyła na dnie Oceanu Spokojnego. Z takimi jak on nawet nie zaczyna się zabawy.
Weź mu przetłumacz, myślał wtedy Gabriel i uspokajająco zapewniał, że nic złego mu się nie stanie. Zapeszył, bo chociaż nie wierzył w fatum, przypadki i inne warianty Przeznaczenia, siedząc teraz w piwnicy przywiązany do krzesła, utwierdzał się w przekonaniu, że Tam Na Górze istnieje ktoś, kto nie darzy do większą sympatią.
Przekręt dotyczył Anioła Salvadora Dali, bezcennej figurki z brązu, w posiadanie której wszedł Akane. Człowiek, który wynajął Gabriela, zarzekał się, że Anioł należy do niego i chce go odzyskać, wszelkimi sposobami. Cóż, kiedy klient prosi o zwrócenie mu skradzionej statuetki, Gabriel pyta „za ile?”. Później docieka dlaczego ma ją wydobyć i gdzie ten przedmiot się znajduje? Pokaźna ilość zer na czeku przekonała go momentalnie, a nazwisko Akane ubarwiło jeszcze zadanie. Mniejsza o to, co zaszło między Ryuichim a zleceniodawcą kradzieży. Nie wchodząc w szczegóły Gabriel zaakceptował misję i w duchu cieszył się, że może sprawić Ryuichiemu psikusa.
Wszedł do mieszkania Akane. Statuetka zajmowała zaszczytne miejsce w salonie. Mogło się wydawać, że wabiła Gabriela, prowokowała, zachęcała by ją wziął. I Gabriel tak zrobił, bo wszystko co można ukraść, powinno się zabrać.
Goryle Akane dopadli go w hotelu, wywiedli do samochodu i zdeponowali w tej piwnicy. Na nadgarstkach i kostkach zacisnęli trytki. Musieli wiedzieć, że z kajdanek uwolniłby się z łatwością. Poszli. Nie było ich dwie godziny, może trzy. Gabriel od razu zrozumiał do czego zmierzali, myśleli, że go złamią – a takiego! Problem był tylko jeden, po pierwszej godzinie zaczął odczuwać skutki długotrwałego bezruchu. Gotował się już na śmierć z nudów, kiedy drzwi skrzypnęły i do środka wszedł Akane.
– Ryu-chan! – Gabriel rozpromienił się na jego widok.
– Jibril – powitał go tamten. Zapalił papierosa i przez chwilę mierzył więźnia wzrokiem, rozważając kolejny ruch. – Znowu ode mnie kradniesz.
– Kradzież… to takie brzydkie słowo – zauważył, po czym dodał – Powiedziałbym raczej „odzyskuję”.
– Jak zwał tak zwał. Tacy jak ty nigdy się nie nauczą.
Akane wolnym ruchem wyjął z kabury berettę. Duży, ciężki pistolet, jakiego Gabriel sam nigdy by nie użył. Niemniej musiał przyznać, że broń ta pasuje komuś, kto trzęsie tokijskim podziemiem.
– Ryu-chan, no co ty. Chyba nie-… – Poruszył się niespokojnie na krześle. Takiego scenariusza nie brał pod uwagę. Spodziewał się, że Japończyk poznęca się trochę nad nim, zamknie w prywatnej sali tortur, jaką Akane z pewnością posiadał. Ale nie było mowy o pistoletach jakiegokolwiek kalibru.
– Korudu musiał ci wspomnieć, co robię ze złodziejami.
O tak, Kord wspominał; Kord użył bardzo niewielu słów by przekazać tak wiele, a wszystko zamykało się w zdaniu „Gabriel, nie pajacuj!”. Nie miało to teraz znaczenia. Związany i bezbronny patrzył jak Akane celuje w niego, jak jego palec układa się na spuście. Usłyszał szczęk metalu i w jednej chwili umilkły hałasy, czas stanął w miejscu. Zacisnął powieki.
– Baka. Idiota – warknął Akane. Przeciął opaski krępujące Gabriela i kierując się w stronę drzwi rzucił – Ikuze, chodź, napijemy się, a ty opowiesz mi jakim cudem wyniosłeś Anioła nie alarmując ochrony.
Gabriel z radosnym uśmiechem podążył za nim.
0 komentarzy