Czcigodni,
Kilka słów o miejscu akcji, co prawda Lublin nie jest jedynym miastem, w którym rozgrywają się wydarzenia „Czuwającego”, niemniej traktuję go jako bazę główną.
Mistyczne Miasto, inaczej „Miasto, nad którym nie wschodzi słońce”, dla innych „Miasto Poezji”, dla jeszcze innych… może nie kończmy. Dlaczego mistyczne? – pamiętam jak któregoś dnia, a był to czwartek, koniec listopada, około ósmej rano, wykład z Biblistą na szóstym piętrze wieżowca KUL. Mgła osiadła nisko nad ulicami i nie było nic widać, nawet kontury przyległego hotelu gubiły się w ciężkiej chmurze, dopiero później, trochę nieśmiało, zza tego masywnego obłoku zaczęło wyłaniać się Słońce.
W słowach Czuwających brzmiałoby to w ten sposób:
„Lubelska mgła wzięła Mistyczne Miasto w czułe objęcia, osiadła nisko i dopiero z szóstego piętra wieżowca KUL można było dostrzec promienie słońca przedzierające się nieśmiało przez gęste chmury. A niżej, na parterze, wilgoć i niska temperatura przywoływały w pamięci długie jesienne wieczory pełne deszczu; nieustającego, zimnego deszczu. Lubelska mgła była koszmarna, bardziej gęsta i o wiele mniej spodziewana niż ta w innych miejscach kraju. Kiedy przychodziła Lublin zamierał – jak zawsze, kiedy nagle zmieniała się pogoda […]”
Opis ten może nie napawa mistycyzmem, bo i nie o to chodzi. Z mistycyzmem kojarzy się także bajeczność – chociaż gdyby prof. Zorro przeczytałby to porównanie wyzwałby mnie pewnie ignorantów, ale nie w tym rzecz. Mówię o takiej bajeczności i takim mistycyzmie jaki wywołuje tylko natura i to ta nieoswojona przez człowieka, można powiedzieć: groźna sama w sobie, a jednocześnie piękna i tak niesamowita, że zakochujesz się na miejscu. Dla zobrazowania myśli posłużę się muzyką (bo tylko dobra muzyka może oddać wartość słowa/myśli):
Stan Brickenridge „Waterfall” https://www.youtube.com/watch?v=VsT5hdaU_Rw
W „Czuwających” Lublin odgrywa rolę bazy. A nawet nie cały Lublin, tylko Antykwariat Korda (o którym za tydzień). I chociaż nie jest to Warszawa, stolica nasza i mimo że nie został stolicą kultury 2016 muszę przyznać – a z trudem mi to przychodzi, – że ma swój, niepowtarzalny klimat, no i jest coś jeszcze…
Niemniej, w samym sercu Starego Miasta znajduje się Plac po Farze. Cóż to takiego dziwnego ten placyk z tymi murkami i dlaczego o tym wspominam. Otóż, stał w tym miejscu kościół farny pw. świętego Michała
, co prawda sama historia tej budowli okraszona jest obficie pożarami i próbami odbudowania wysokiej dzwonnicy, aż do roku 1855 w którym kościół został całkowicie rozebrany. Ale nie to jest istotne, ważniejsze dla Czuwających jest legenda związana z tym miejscem. Opowieść zaczyna się od Leszka Czarnego i jego sławnej potyczce z Jaćwingami. Leszek zatrzymał się na wzgórzu lubelskim, gdzie zasnął pod wielkim dębem, w tym śnie ukazał mu się Michał Archanioł i wręczył mu ognisty miecz, który miał symbolizować zwycięstwo nad najeźdźcą. Faktycznie, Leszek zwyciężył Jaćwingów, odebrał im zrabowane łupy i uwolnił jeńców. Po czym w podzięce za to zwycięstwo w 1282 roku ufundował kościół pod wezwaniem św. Michała, który stanął dokładnie w tym miejscu, w którym Leszkowi ukazał się Archanioł. (Nomen omen to właśnie Michał Archanioł jest „historycznym” patronem miasta.)
Podobno, kiedy rozbierano kościół, pod ołtarzem faktycznie znaleziono pień dębu, ale na ile możemy mówić o legendzie, a ile o wymysłach ludzkiej imaginacji, trudno powiedzieć.
W każdym razie, według legendy, kiedy w dzień stanie się przy starej plebani (obecnie mieści się tam MDK) można usłyszeć ruch Anielskich skrzydeł.
Tak na marginesie, ciekawe że w wieży kościoła znajdowały się trzy dzwony, którym nadano imiona: Gabriel, Michał i Rafał. Po ostatecznym rozebraniu kościoła Michała, Gabriela i Rafała przeniesiono do Wieży Trynitarskiej, gdzie znajdują się do dnia dzisiejszego.
Dzwon „Michał” rozbrzmiewa tylko raz w roku – 29 września – pamiętna data ^_^
0 komentarzy