Ostatnio wpadło mi w ręce kilka dziennikarskich fiction-non-fiction autorstwa Latkowskiego, Nisztora i Gadowskiego. Dobór nazwisk nieprzypadkowy, prowadzę research na temat wydarzenia z niedalekiej przeszłości. Chodzi dokładnie o głośną aferę taśmową z 2014 roku (no dobra, Gadowski znalazł się tu przez przypadek). Książki te obiecywały ogląd tego samego wydarzenia z kilku perspektyw. Ot, takie ćwiczenie pisarskiego warsztatu.
I pomimo sukcesu ćwiczenia (fenomen punktu widzenia bohaterów literackich na to samo wydarzenie), z żalem stwierdzam, że dziennikarze nie potrafią pisać powieści. Owszem, spod ich piór wychodzą potężne tomiszcza z półki fiction-non-fiction. Interesujące tematy, znamiona wspomnień, odnośniki do niedalekiej historii.
Ale ludzie! To jest tak źle napisane, jakby, ci autorzy, w życiu żadnej książki nie przeczytali.
Wybaczcie, ale niekiedy nastolatki piszą lepsze fanfiki. Nawet były oficer wywiadu, niejaki Severski, potrafi lepiej władać piórem.
Natomiast to, co otrzymujemy od dziennikarzy, nawet jeśli posiada ciekawą fabułę, to ucieka ona pod sztywnym, żenującym językiem. Wydawałoby się, że ci autorzy (a szczególnie ten ostatni) nie potrafią sklecić odpowiednich słów na opisanie konkretnych zjawisk.
Oczywiście, ktoś może zarzucić mi, że uogólniam. I powiem, że ten ktoś ma rację. Faktycznie, są dziennikarze, którzy całkiem nieźle radzą sobie w nurcie fiction-non-fiction czy fiction w ogóle; ale tych mogę wyliczyć na palcach jednej ręki. Są też reportażyści, ale tych pozwolę sobie w tym tekście pominąć, bo reportaż sam w sobie zakłada znajomość sztuki literackiej.
Natomiast w chwili, kiedy taki „zwyczajny” publicysta, który „na co dzień” drukuje w szorstkim, informacyjnym stylu weźmie się za memoir to wychodzi nam powieść spisana żołnierską polszczyzną.
Nie przeczę, że ich książki były nudne, przeciwnie. Jeśli chodzi o aferę taśmową, zaskakujące jest zderzenie dwóch opowieści pisane z perspektywy redaktora naczelnego, dziennikarza śledczego, a dodatkowo jeszcze pojawia się perspektywa medialna przedstawiona w TVP, TVN i innych. W ten sposób można stworzyć legendę i perspektywy te dają podstawy do badań i analiz wspomnianego wydarzenia. A jednak przyjemniej czyta się coś, co sklecone zostało poprawną polszczyzną.
Może jest to jakieś moje złudne wyobrażenie, że ktoś kto przez pięć lat uczy się pisać i jeszcze z tego pisania żyje, ma lekkie pióro. Rozumiem też, że pisanie to ciężka praca i wielu pisarzy narzeka na ten fach. I może jest to moje bezsensowne życzenie, ale może każdy student dziennikarstwa powinien, oprócz gazet, przeczytać siedem powieści w ciągu roku?
0 komentarzy